Cabines 85grudzień 2016 - styczeń 2017
Ekstremalne, szokujące i dziwne zabiegi kosmetyczne cz. 1
powrótWokół kosmetyki
Jak świat długi i szeroki, kobiety poddają się różnym zabiegom upiększającym. Myli się jednak ten, kto myśli, że zawsze są to aromatyczne i zmysłowe zabiegi upływające w przyjemnej atmosferze. Często bowiem, by pięknie wyglądać, sięgamy po dziwne, szokujące i naprawdę ekstremalne sposoby.
© Andrey Kiselev - Fotolia
Granica między zabiegami, które są społecznie akceptowane, a tymi, które szokują, cały czas się zmienia. Kilka lat temu szokował nas lifting, botoks i operacje powiększania piersi, dziś mamy implanty pośladków, operacje powiększania oczu czy ekstremalnie wybielające zabiegi. To, co szokuje w jednym kraju, jest normą w drugim i na odwrót. A producenci kosmetyków i właściciele salonów piękności do swej oferty wprowadzają coraz to nowe zabiegi i dziwne składniki, by nadążyć za naszą pogonią za ideałem.
Granica między zabiegami, które są społecznie akceptowane, a tymi, które szokują, cały czas się zmienia. Kilka lat temu szokował nas lifting, botoks i operacje powiększania piersi, dziś mamy implanty pośladków, operacje powiększania oczu czy ekstremalnie wybielające zabiegi. To, co szokuje w jednym kraju, jest normą w drugim i na odwrót. A producenci kosmetyków i właściciele salonów piękności do swej oferty wprowadzają coraz to nowe zabiegi i dziwne składniki, by nadążyć za naszą pogonią za ideałem.
Historia ekstremalnych zabiegów kosmetycznych
Współczesną kobietę i jej starożytną przodkinię w kwestii piękna łączy więcej, niż może nam się wydawać. Obydwie są gotowe do naprawdę dużych poświęceń, by wyglądać idealnie. Perfekcyjny wygląd zawsze był dla kobiet bardzo ważny. Czytając o dawnych zabiegach, możemy odnieść wrażenie, że ważniejszy nawet niż teraz, gdy wszędzie dookoła widzimy perfekcyjne modelki i aktorki. Powód był bardzo prosty – dawniej życie kobiety zależało głównie od mężczyzny. Jeśli była biedna, to tylko uroda pozwalała jej na dobre zamążpójście i trochę lepsze życie. Nic więc dziwnego, że gotowe były do naprawdę dużych poświęceń.
Zacznijmy od depilacji, która była obowiązkowa już w starożytności. Kobiety nie miały wtedy do dyspozycji znanych nam depilatorów czy maszynek, radziły sobie własnymi sposobami. Ostre muszelki, wosk z żywicy czy mocno naostrzone kamienie były wykorzystywane do usuwania owłosienia na całym ciele. Później w tym celu używano pumeksu, zdzierając nie tylko włoski, ale i naskórek, co czyniło zabieg niezwykle bolesnym. W ekstremalnych przypadkach włosy po prostu delikatnie wypalano.
Z kultem opalenizny do czynienia mamy dopiero od niedawna. Niegdyś to jasna karnacja świadczyła o dobrym pochodzeniu, robiono więc wszystko, by skóra była biała niczym śnieg. Wybielający puder z ołowiem i kredą powodował liczne zmiany skórne, ale ciągle był używany. Podobnie było ze szminkami i cieniami do oczu na bazie ołowiu i metali ciężkich. W epoce wiktoriańskiej, by mieć alabastrową cerę, nakładano maseczkę na bazie octu i arszeniku. By oczy pięknie błyszczały, stosowano krople zawierające arsen. Powodowało to ślepotę, choroby oczu oraz nawet – jak twierdzą naukowcy – choroby psychiczne (zdaniem niektórych choroba van Gogha była powodowana przez takie właśnie krople). Nawet to nie powstrzymywało jednak kobiet przed używaniem ich. W innej wersji kropli zamiast arsenu znajdował się równie niebezpieczny wyciąg z wilczej jagody.
Kobiety dbały też o wygląd rzęs. By były intensywnie czarne i gęste, nakładały na nie mieszankę sadzy, oliwy i białka, co powodowało, że stawały się bardzo sztywne. Podczas mrugania bardzo drażniły skórę, ale nawet to nie powstrzymywało kobiet przed nakładaniem tej mieszanki na rzęsy. Skóra musiała być nie tylko biała, ale mieć jednolity koloryt. Jeśli więc znajdowały się na niej piegi, należało się ich pozbyć. Mieszanka cukru, soku z cytryny i boraksu była idealnym środkiem wybielającym. A ponieważ boraks to popularny składnik środków czyszczących, swoje zadanie spełniał bardzo dobrze. Skutkami ubocznymi w postaci zaczerwienienia i łuszczenia skóry czy bolesnymi pęcherzami, a nawet trudnościami w oddychaniu nikt się nie przejmował.
Mimo że nasi przodkowie często stronili od wody, chcieli mieć idealnie białe zęby. W tym celu stosowano naprawdę drastyczne metody. Szlifowanie metalowym pilnikiem, płukanki z chloru, polewanie zębów kwasem – to tylko niektóre z przykładów. W starożytnym Rzymie praktykowano także picie świeżego moczu. Bardzo popularnym sposobem na zachowanie jasnej skóry i młodości było korzystanie z usług pijawek. Utrata krwi powodowała bladość skóry, a kiepskie warunki higieniczne przy takich zabiegach często przyczyniały się do przedwczesnej śmierci.
Bardzo bolesnym zabiegiem, w którym ból występuje nieprzerwanie przez kilka, a nawet kilkanaście lat, jest obwiązywanie stóp w Chinach. Zgodnie z tamtejszym kanonem piękna im mniejsze stopy, tym lepiej. Tylko kobieta z małymi stopami mogła korzystnie wyjść za mąż, więc już maleńkim dziewczynkom bardzo ciasno bandażowano stopy. Zdeformowane kości powodowały dojmujący ból, uniemożliwiały też poruszanie się, a bywało, że dochodziło do zakażenia i śmierci.
Czytając o sposobach na zachowanie piękna naszych przodków, możemy odnieść wrażenie, że były one wstrząsające i ekstremalne. Jeśli jednak przyjrzymy się naszym współczesnym sposobom na piękno, okazuje się, że często są jeszcze bardziej szokujące.
Maseczki z napletków
Obrzydliwe? A jednak maseczki, do produkcji których używa się świeżych napletków, szturmem podbijają salony kosmetyczne, zwłaszcza w USA. Skąd tak duże zainteresowanie? Otóż napletki są naturalnym źródłem kolagenu i fibroblastów, są więc idealne do stosowania w zabiegach anti-aging. Używane są do wypełniania zmarszczek i wygładzania skóry. Ponoć już po pierwszym zabiegu skóra jest wyraźnie gładsza, odżywiona i nawilżona. Koncerny kosmetyczne skupują więc napletki od szpitali, w których dokonuje się obrzezania.
więcej w Cabines nr 58
Izabela Moskal

Granica między zabiegami, które są społecznie akceptowane, a tymi, które szokują, cały czas się zmienia. Kilka lat temu szokował nas lifting, botoks i operacje powiększania piersi, dziś mamy implanty pośladków, operacje powiększania oczu czy ekstremalnie wybielające zabiegi. To, co szokuje w jednym kraju, jest normą w drugim i na odwrót. A producenci kosmetyków i właściciele salonów piękności do swej oferty wprowadzają coraz to nowe zabiegi i dziwne składniki, by nadążyć za naszą pogonią za ideałem.
Granica między zabiegami, które są społecznie akceptowane, a tymi, które szokują, cały czas się zmienia. Kilka lat temu szokował nas lifting, botoks i operacje powiększania piersi, dziś mamy implanty pośladków, operacje powiększania oczu czy ekstremalnie wybielające zabiegi. To, co szokuje w jednym kraju, jest normą w drugim i na odwrót. A producenci kosmetyków i właściciele salonów piękności do swej oferty wprowadzają coraz to nowe zabiegi i dziwne składniki, by nadążyć za naszą pogonią za ideałem.
Historia ekstremalnych zabiegów kosmetycznych
Współczesną kobietę i jej starożytną przodkinię w kwestii piękna łączy więcej, niż może nam się wydawać. Obydwie są gotowe do naprawdę dużych poświęceń, by wyglądać idealnie. Perfekcyjny wygląd zawsze był dla kobiet bardzo ważny. Czytając o dawnych zabiegach, możemy odnieść wrażenie, że ważniejszy nawet niż teraz, gdy wszędzie dookoła widzimy perfekcyjne modelki i aktorki. Powód był bardzo prosty – dawniej życie kobiety zależało głównie od mężczyzny. Jeśli była biedna, to tylko uroda pozwalała jej na dobre zamążpójście i trochę lepsze życie. Nic więc dziwnego, że gotowe były do naprawdę dużych poświęceń.
Zacznijmy od depilacji, która była obowiązkowa już w starożytności. Kobiety nie miały wtedy do dyspozycji znanych nam depilatorów czy maszynek, radziły sobie własnymi sposobami. Ostre muszelki, wosk z żywicy czy mocno naostrzone kamienie były wykorzystywane do usuwania owłosienia na całym ciele. Później w tym celu używano pumeksu, zdzierając nie tylko włoski, ale i naskórek, co czyniło zabieg niezwykle bolesnym. W ekstremalnych przypadkach włosy po prostu delikatnie wypalano.
Z kultem opalenizny do czynienia mamy dopiero od niedawna. Niegdyś to jasna karnacja świadczyła o dobrym pochodzeniu, robiono więc wszystko, by skóra była biała niczym śnieg. Wybielający puder z ołowiem i kredą powodował liczne zmiany skórne, ale ciągle był używany. Podobnie było ze szminkami i cieniami do oczu na bazie ołowiu i metali ciężkich. W epoce wiktoriańskiej, by mieć alabastrową cerę, nakładano maseczkę na bazie octu i arszeniku. By oczy pięknie błyszczały, stosowano krople zawierające arsen. Powodowało to ślepotę, choroby oczu oraz nawet – jak twierdzą naukowcy – choroby psychiczne (zdaniem niektórych choroba van Gogha była powodowana przez takie właśnie krople). Nawet to nie powstrzymywało jednak kobiet przed używaniem ich. W innej wersji kropli zamiast arsenu znajdował się równie niebezpieczny wyciąg z wilczej jagody.
Kobiety dbały też o wygląd rzęs. By były intensywnie czarne i gęste, nakładały na nie mieszankę sadzy, oliwy i białka, co powodowało, że stawały się bardzo sztywne. Podczas mrugania bardzo drażniły skórę, ale nawet to nie powstrzymywało kobiet przed nakładaniem tej mieszanki na rzęsy. Skóra musiała być nie tylko biała, ale mieć jednolity koloryt. Jeśli więc znajdowały się na niej piegi, należało się ich pozbyć. Mieszanka cukru, soku z cytryny i boraksu była idealnym środkiem wybielającym. A ponieważ boraks to popularny składnik środków czyszczących, swoje zadanie spełniał bardzo dobrze. Skutkami ubocznymi w postaci zaczerwienienia i łuszczenia skóry czy bolesnymi pęcherzami, a nawet trudnościami w oddychaniu nikt się nie przejmował.
Mimo że nasi przodkowie często stronili od wody, chcieli mieć idealnie białe zęby. W tym celu stosowano naprawdę drastyczne metody. Szlifowanie metalowym pilnikiem, płukanki z chloru, polewanie zębów kwasem – to tylko niektóre z przykładów. W starożytnym Rzymie praktykowano także picie świeżego moczu. Bardzo popularnym sposobem na zachowanie jasnej skóry i młodości było korzystanie z usług pijawek. Utrata krwi powodowała bladość skóry, a kiepskie warunki higieniczne przy takich zabiegach często przyczyniały się do przedwczesnej śmierci.
Bardzo bolesnym zabiegiem, w którym ból występuje nieprzerwanie przez kilka, a nawet kilkanaście lat, jest obwiązywanie stóp w Chinach. Zgodnie z tamtejszym kanonem piękna im mniejsze stopy, tym lepiej. Tylko kobieta z małymi stopami mogła korzystnie wyjść za mąż, więc już maleńkim dziewczynkom bardzo ciasno bandażowano stopy. Zdeformowane kości powodowały dojmujący ból, uniemożliwiały też poruszanie się, a bywało, że dochodziło do zakażenia i śmierci.
Czytając o sposobach na zachowanie piękna naszych przodków, możemy odnieść wrażenie, że były one wstrząsające i ekstremalne. Jeśli jednak przyjrzymy się naszym współczesnym sposobom na piękno, okazuje się, że często są jeszcze bardziej szokujące.
Maseczki z napletków
Obrzydliwe? A jednak maseczki, do produkcji których używa się świeżych napletków, szturmem podbijają salony kosmetyczne, zwłaszcza w USA. Skąd tak duże zainteresowanie? Otóż napletki są naturalnym źródłem kolagenu i fibroblastów, są więc idealne do stosowania w zabiegach anti-aging. Używane są do wypełniania zmarszczek i wygładzania skóry. Ponoć już po pierwszym zabiegu skóra jest wyraźnie gładsza, odżywiona i nawilżona. Koncerny kosmetyczne skupują więc napletki od szpitali, w których dokonuje się obrzezania.
więcej w Cabines nr 58