Mogłabym nosić spinki za Madonną

powrót

Wywiad

Rozmowa z Barbarą Kowzan, charakteryzatorką z Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu
Biotechnologia
Mogłabym nosić spinki za Madonną

Cabines: - Jak trafiła Pani do teatru?

Barbara Kowzan: - To właściwie przypadek. Po ukończeniu liceum uczyłam się w szkole fryzjerskiej, do teatru ściągnęła mnie koleżanka. Przyszłam z ciekawości, a spędziłam tu już pół życia, niedawno obchodziłam 20-lecie pracy. Na początku zajmowałam się wyłącznie fryzurami. Potem skończyłam kursy charakteryzacji w Warszawie. Teraz robię pełną charakteryzację.

Co trzeba zrobić, aby osiągnąć perfekcję w tym zawodzie?

Tego zawodu nie da się nauczyć teoretycznie. Najwięcej nauczyłam się od charakteryzatorek z Warszawy, które przyjeżdżały do Opola na konfrontacje teatralne. One zdradzały nam różne „sztuczki“, a ja zawsze uważnie obserwowałam ich pracę. Jeśli ktoś ma dryg do tego zawodu, to wystarczy, że raz coś zobaczy i można to powtórzyć. Ale czasem jedną rzecz trzeba powtarzać wielokrotnie, aż do skutku. Zawód charakteryzatora to ciągła nauka. Kursy dają podstawy, praktyka - prawdziwe umiejętności.

Aktorzy mają w swojej szkole wykłady z charakteryzacji i często już wiedzą, przynajmniej w teorii, co można zrobić z ich twarzą. Ale najważniejsze jest indywidualne podejście do każdego. To podstawa sukcesu. Nie ma dwóch jednakowych twarzy, nie ma jednej reguły dla wszystkich. Każdy aktor ma swoją osobowość, do tego dołącza się jeszcze postać, którą gra na scenie. Zanim przystąpię do pracy, uczeszę kogoś czy pomaluję, najpierw muszę się przyjrzeć tej osobie. Obserwuję jego mimikę, gesty, ale przede wszystkim rozmawiam, aby móc go poznać.

Czy aktorki, które często pracują z innymi charakteryzatorami, „sprzedawały“ pani ich sprawdzone pomysły?

Znam sposób na szybki lifting znanej aktorki ze starszego już pokolenia: trzeba zapleść tak mocno jej włosy, by naciągnąć skórę twarzy. Na te warkoczyki nakłada się perukę, widać w ten sposób tylko wygładzoną skórę twarzy. Przy tak mocno zaplecionych włosach oczy robią się migdałowe, zewnętrzne kąciki lekko się wydłużają i podnoszą do góry. To podkreśla ich urodę. Jest jeszcze coś, co można wykorzystać nawet w codziennym makijażu. Nie należy podkreślać górnej wargi ust! Mocno podkreślone „pagórki“ wargi dodają lat. Lepiej je nieco pomniejszyć. Takie usta są bardziej dziecięce, a to odmładza. Zaś na powiekę lepiej najpierw nałożyć biały lub jasny cień, a dopiero potem wybrany kolor - to optycznie powiększa oko.

A charakteryzatorki na konfrontacjach, czy dzieliły się z koleżankami po fachu swoją wiedzą, czy raczej zazdrośnie strzegły swoich tajemnic?

Każda szkoła ma swoje metody, które uważa za słuszne. A każda z charakteryzatorek z biegiem czasu nabiera doświadczenia i wyrabia sobie własny styl pracy. Dla jednej podkładem pod zamierzony cień na powiece powinien być brąz, dla innej - rudy. Nie ma między nami rywalizacji. Chodzi o jak najlepsze przygotowanie aktora na scenie. Oczywiście, że podpatrujemy się nawzajem, ale dzięki temu się uczymy i poznajemy nowe metody.

Która z dotychczasowych charakteryzacji przysporzyła Pani najwięcej trudności?

W latach 80. nie mieliśmy w teatrze niczego. Była straszna bieda, problemem było zdobycie czegokolwiek. W jednej ze sztuk był bohater, który pod ubraniem miał wiele ran i blizn. Te „rany“ cały czas się rozmazywały, ścierały. Próbowaliśmy różnych metod, ale efekt był i tak marny.

Niedawno mieliśmy silne przeżycia związane z wystawianiem „Dziadów“. Pod sceną, w ciągu 30 sekund musiałam włożyć aktorce perukę, a ona sama miała na przebranie się minutę. Trzy osoby jej pomagały zmieniać stroje. Na dole było ciemno, ja w pośpiechu upinałam jej włosy. Ona się bała, że nie zdąży, bo wszystko było zsynchronizowane i ona po minucie musiała znaleźć się w tym samym miejscu na scenie, z której zeszła. W każdym przedstawieniu miała tę perukę założoną trochę inaczej. Każde przedstawienie to był stres: czy zdążymy. To jedna z cech pracy w teatrze - nie można wszystkiego do końca przewidzieć, często pracuje się pod presją czasu, często zdarzają się nieprzewidziane sytuacje. Zupełnie inaczej jest w filmie - tam cała ekipa czeka, aż charakteryzator skończy przygotowywać aktora do kolejnej sceny.

Może więc praca przy filmie jest przyjemniejsza?

Jest na pewno inna - to kwestia wyboru. Ale ja kocham teatr. Niestety, my w teatrze ciągle borykamy się z problemami finansowymi. Stale nie ma na coś pieniędzy, oszczędności dotykają wszystkich. Pracujemy na tańszych materiałach, niż naprawdę powinniśmy mieć. Dlatego też widz może czasem zauważyć różnicę między makijażem filmowym i teatralnym.

więcej w Cabines nr 3

Rozmawiała Małgorzata Lis-Skupińska
publikacje Cabines 3
do góry | powrót