Zawartość cukru w cukrze, czyli rzecz o kompetencjach

powrót

Felieton

Sięgnęłam niedawno po sok stojący na sklepowej półce. Zwabiła mnie etykieta, na której stało, że sok zawiera chlorellę. Chlorella to jeden z najsłynniejszych superfoods, zielony cud – mikroalga zapewniająca organizmowi mnóstwo korzyści. Sięgnęłam więc, ale nie oparłam się wrodzonej ciekawości i przeczytałam skład. Zawartość chlorelli wynosiła 0,05%! Dziwne, bo na etykiecie była wymieniona największą czcionką. Najwyraźniej jednak naiwnością jest sądzić, że w produkcie znajdziemy to, co deklaruje producent.
Muzyka relaksacyjna bez opłat ZAiKS
Zawartość cukru w cukrze, czyli rzecz o kompetencjach© WavebreakmediaMicro - Fotolia

Skłoniło mnie to do gorzkich rozmyślań nad oczekiwaniami i realiami oraz do skojarzeń z filmem Poszukiwany, poszukiwana, w którym jeden z bohaterów kupuje kilogramy cukru, twierdząc, że prowadzi badania nad zawartością cukru w cukrze.

Ile jest cukru w cukrze, chlorelli w soku z chlorellą – czyli ile jest prawdy w tym, co podsuwają nam producenci i usługodawcy? Można zaufać ich zapewnieniom i korzystać bez zastanowienia, ale można też sprawdzić, bo wątpliwości okazują się czasem zbawienne, tak jak w moim przypadku, kiedy sprawdziłam skład soku i okazało się, że nie odpowiada on oczekiwaniom.

Przekładając to na dziedzinę, która najbardziej interesuje kosmetyczki, można zadać pytanie, czy są one pewne tego, co oferują klientom. Czy weryfikują działanie sprzętu i kosmetyków, które wykorzystują w pracy? Ma to znaczenie olbrzymie, bo klientki są wyczulone na kwestię reklamy i tracą zaufanie, jeśli uznają, że stały się ofiarą strategii marketingowej. Ich odczucia mają ogromny wpływ na to, jak postrzegają kompetencje kosmetyczek, więc stawka jest wysoka. A w branży kosmetycznej reklam jest mnóstwo, często podkoloryzowanych, bo prawo co prawda zabrania przesady w reklamach, ale w gruncie rzeczy producenci niezbyt się przejmują tym zapisem. Dlatego trzeba wyrobić sobie zmysł krytyczny i umiejętność prześwietlania obiecujących opisów.

Jak bardzo można stracić zdolność oceny, świadczą rozmowy, które odbywam z różnymi kosmetyczkami albo ze znajomymi korzystającymi z ich usług. Wynika z nich, że wiadomości, których udzielają specjalistki od urody i zdrowia skóry, czasami – mówiąc oględnie – wymagałyby porządnej weryfikacji. Niedawno jedna ze znajomych gorąco zachęcała mnie do skorzystania z zabiegu „oczyszczającego organizm”. Miał on uporać się z moim gorszym samopoczuciem i poprawić stan zdrowia. Polegał na kąpieli stóp w specjalnym roztworze, który „wyciąga” przez podeszwy tajemnicze toksyny z organizmu, a woda przybiera natychmiast ciemną barwę. Brzmi jak opis magicznego ceremoniału albo doświadczenia chemicznego – i właśnie z tym drugim mamy w istocie do czynienia w przypadku tego zabiegu, bo chodzi w nim o wytrącenie z roztworu pod wpływem słabego prądu związków, które zabarwiają wodę. Żelazne elektrody zanurzone w wodzie z solą reagują z nią i wytrąca się rdza. Usuwaniem toksyn z organizmu zajmują się głównie nerki i wątroba, a zdrowiem – lekarz, ale nieświadome klientki są pod wrażeniem, kiedy prezentuje im się taki sugestywny obrazek jak opisany wyżej.

Oczywiście korzystanie z metod alternatywnych, urozmaicanie oferty jest jak najbardziej chwalebne, ale trzeba to robić z głową. Zachęcam do tego, żeby mieć wątpliwości, do ciekawości i do badania, z czym mamy do czynienia. Ludowe przysłowie mówi, że kto pyta, nie błądzi. Od kosmetyczki oczekuje się profesjonalizmu, wiedzy i fachowej pomocy. I tego, że będzie potrafiła oddzielić reklamowe obietnice od prawdziwego działania stosowanych kosmetyków i urządzeń. Tylko tak zapracuje sobie na opinię kompetentnej i rzetelnej.

Dorota Bury
publikacje Cabines 81
do góry | powrót