Ekstremalne, szokujące i dziwne zabiegi kosmetyczne cz. 2

powrót

Ciekawostki kosmetyczne

Jak świat długi i szeroki, kobiety poddają się różnym zabiegom upiększającym. Myli się jednak ten, kto myśli, że zawsze są to aromatyczne i zmysłowe zabiegi upływające w przyjemnej atmosferze. Często bowiem, by pięknie wyglądać, sięgamy po dziwne, szokujące i naprawdę ekstremalne sposoby. Oto druga część artykułu prezentującego takie osobliwe zabiegi.
Biotechnologia
Ekstremalne, szokujące i dziwne zabiegi kosmetyczne cz. 2© Urbanhearts - Fotolia

Chcę wyglądać jak...

Kobiety zawsze lubiły naśladować pewne elementy wyglądu ulubionych gwiazd. Fryzura, makijaż czy podobny strój podziwianej gwiazdy to nic złego. Jeśli decydując się na operację plastyczną, chcemy mieć podobny nos jak – dajmy na to – Angelina Jolie, to też jeszcze nic złego. Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy ludzie decydują się na serie szokujących zabiegów, by wyglądać tak samo jak gwiazda ekranu czy fikcyjna postać. O ile jeden zabieg nas jeszcze nie dziwi i nie szokuje, to jednak jeśli już ktoś wydaje fortunę, by wyglądać jak ktoś całkiem inny, jest to już wstrząsające. Granica między delikatnym poprawieniem urody, by choć trochę przypominać znaną osobę, a poddawaniem się kolejnym operacjom i zabiegom jest naprawdę cienka. Powinnyśmy więc być szczególnie wyczulone na osoby, które kolejny raz przychodzą i proszą o zabiegi, dzięki którym będą wyglądać jak ktoś inny. A takich przykładów mamy coraz więcej. W USA olbrzymią popularnością cieszył się program „I Want a Famous Face”, w którym ludzie poddawali się szeregowi zabiegów, by mieć twarz taką jak znani celebryci. Każdy z nas słyszał chyba o Jocelyn Wildenstein, zwanej kobietą-kotem, która poddała się wielu operacjom, by wyglądać jak dziki kot. Całkiem ładna niegdyś kobieta przypomina obecnie karykaturę samej siebie. Inny przykład to Valeria Lukyanova, która za wszelką cenę chce wyglądać jak lalka Barbie. Bardzo szczupła kobieta o wąskiej talii i dużym biuście wygląda bardziej jak postać z bajki niż żywy człowiek. Nileen Namita z kolei przeszła 51 operacji, by wyglądać jak Nefretete; efekt jest jednak karykaturalny.

Chcę wyglądać jak...

Kobiety zawsze lubiły naśladować pewne elementy wyglądu ulubionych gwiazd. Fryzura, makijaż czy podobny strój podziwianej gwiazdy to nic złego. Jeśli decydując się na operację plastyczną, chcemy mieć podobny nos jak – dajmy na to – Angelina Jolie, to też jeszcze nic złego. Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy ludzie decydują się na serie szokujących zabiegów, by wyglądać tak samo jak gwiazda ekranu czy fikcyjna postać. O ile jeden zabieg nas jeszcze nie dziwi i nie szokuje, to jednak jeśli już ktoś wydaje fortunę, by wyglądać jak ktoś całkiem inny, jest to już wstrząsające. Granica między delikatnym poprawieniem urody, by choć trochę przypominać znaną osobę, a poddawaniem się kolejnym operacjom i zabiegom jest naprawdę cienka. Powinnyśmy więc być szczególnie wyczulone na osoby, które kolejny raz przychodzą i proszą o zabiegi, dzięki którym będą wyglądać jak ktoś inny. A takich przykładów mamy coraz więcej. W USA olbrzymią popularnością cieszył się program „I Want a Famous Face”, w którym ludzie poddawali się szeregowi zabiegów, by mieć twarz taką jak znani celebryci. Każdy z nas słyszał chyba o Jocelyn Wildenstein, zwanej kobietą-kotem, która poddała się wielu operacjom, by wyglądać jak dziki kot. Całkiem ładna niegdyś kobieta przypomina obecnie karykaturę samej siebie. Inny przykład to Valeria Lukyanova, która za wszelką cenę chce wyglądać jak lalka Barbie. Bardzo szczupła kobieta o wąskiej talii i dużym biuście wygląda bardziej jak postać z bajki niż żywy człowiek. Nileen Namita z kolei przeszła 51 operacji, by wyglądać jak Nefretete; efekt jest jednak karykaturalny.

Zabiegi dla dzieci

W USA panuje prawdziwy szał na punkcie dziecięcych konkursów piękności. Stamtąd też przywędrowała do nas moda na zabiegi kosmetyczne dla małych dzieci. O ile opalanie natryskowe, mocny makijaż czy doklejane brwi u dorosłych nas nie szokują, to u dwuletnich dziewczynek powinny wzbudzać niepokój. Od kilku lat panie pracujące w salonach kosmetycznych obserwują, że matki dziewczynek, które idą do pierwszej komunii, przyprowadzają je na makijaż czy manicure. Z tego powodu w mediach podejmowana jest często dyskusja, czy aby na pewno jest to właściwe i etyczne. Pamiętajmy, że te dziewczynki mają już osiem czy dziewięć lat, a co z tymi, które nie skończyły jeszcze dwóch lat? Co dziwne, wiele salonów wprowadza takie zabiegi do swojej oferty. Zazwyczaj są one wykonywane u dzieci uczestniczących w dziecięcych konkursach piękności. Bardzo często dzieci niechętnie poddają się zabiegom i robią to tylko na życzenie swoich matek. Małe, ledwo chodzące maluchy próbują zachowywać się jak dorosłe kobiety. Traktowanie takich dzieci jak dorosłych to nic dobrego dla ich psychiki. O ile zabawy makijażem na dziecięcych „pidżama party” czy pomalowanie paznokci dziewczynce towarzyszącej mamie przy zabiegach kosmetycznych to jeszcze nic złego, to wykonywanie pełnych zabiegów kosmetycznych u małych dzieci wzbudza już spore wątpliwości.

Masaż tequilą

Wakacje w Meksyku? Ciepło, pyszna meksykańska kuchnia, mnóstwo kaktusów i oczywiście szklaneczka tequili. Tequilę jednak zazwyczaj pijemy, ale żeby używać jej do masażu? W Mexico City w hotelu The Four Seasons możemy spróbować tego, z czego słynie Meksyk. Najpierw ciało masowane jest łodygą kaktusa, a potem specjalnym peelingiem z tequili, limonki i soli. Łodyga kaktusa ściera obumarły naskórek i poprawia krążenie krwi, ponadto ujędrnia skórę. Wysokoprocentowy alkohol przynosi ulgę zmęczonym mięśniom i niweluje bóle. W Polsce wykonywany jest masaż z samą tequilą i cieszy się popularnością wśród panów. Na masaż łodygą kaktusa jeszcze chyba nie jesteśmy gotowi. Tymczasem taki masaż pomaga zmniejszyć bóle stawów i reumatyczne, przynosi ulgę przepracowanym mięśniom i pobudza pracę węzłów chłonnych. Ponadto odtruwa organizm, poprawia pracę układu pokarmowego, reguluje ciśnienie, podnosi odporność i idealnie nadaje się dla osób cierpiących na syndrom „dnia wczorajszego”. Masaż tequilą może i wydaje nam się dziwny, ale na pewno jest to ciekawy zabieg i nietypowy pomysł na prezent.

Tatuaż bliznowy

Tradycyjne tatuaże nieraz zachwycają pięknymi wzorami i starannością wykonania. Ale czy ładny i estetyczny jest tatuaż z blizn? Czy to jest upiększanie ciała, czy raczej jego oszpecanie? Ten szokujący i ekstremalny zabieg wbrew pozorom jest nadal wykonywany, i to nie tylko u mężczyzn. Moda na tego rodzaju sposób ozdabiania ciała przywędrowała do Europy aż z Afryki. Tam wiele plemion od wieków ozdabiało ciało w ten sposób. Kobiety z plemienia Nuba, które mają taki tatuaż, uważne są za wyjątkowo atrakcyjne. Wykonany u mężczyzny świadczy o jego męstwie i waleczności. Wykonuje się go poprzez nacięcia skóry i posypanie blizn substancjami uwidaczniającymi i podkreślającymi ten specyficzny bliznowy wzór. Substancje te utrudniają proces gojenia, zwiększają jego bolesność i bardzo wydłużają w czasie. W dodatku zabieg zazwyczaj wykonywany jest bez znieczulenia, zwłaszcza w ortodoksyjnych plemionach. W krajach europejskich taki tatuaż jest coraz bardziej popularny. Wykonywany jest zazwyczaj za pomocą elektrochirurgii i użycia prądu o wysokiej częstotliwości, który powoduje koagulację białka. Zabieg wykonuje się oczywiście w znieczuleniu miejscowym. Nie brakuje jednak salonów tatuażu, w których zabieg wykonywany jest tradycyjnie, czyli przez nacinanie skóry. Efektem zabiegu są blizny układające się w specyficzne wzory. Rekonwalescencja bywa bardzo bolesna, a brak odpowiedniej higieny może doprowadzić do głębokiego zakażenia skóry. Mimo to chętnych nie brakuje.

Masaż wężami

Dla większości kobiet spotkanie z wężami to nic przyjemnego. Od delikatnego wzdrygnięcia się aż do panicznego krzyku – tak zazwyczaj na nie reagujemy. Dlatego pomysł, by poddawać się masażowi ciała za pomocą węży, niejedna z nas skwitowałaby kategorycznym „nie”. Tymczasem w północnym Izraelu jest mały salon spa, którego klienci mogą skorzystać z masażu wężami. Za niecałe 80 dolarów u Ady Barak można skorzystać z zabiegu, który niejednemu podnosi poziom adrenaliny. Węże wykonujące masaż są oczywiście niejadowite. Wśród nich są węże kalifornijskie i florydzkie węże królewskie, węże zbożowe oraz mleczne. Ciało masowane jest przez kilka węży. Wpływa to na ciało i skórę w różnoraki sposób. Ponoć kiedy człowiek pokona już obawę przed masażem, kojący i pełzający ruch węży po ciele przynosi ulgę zbolałym mięśniom i znakomicie relaksuje. Masaż ma też wpływać na bóle migrenowe, bóle stawów, zmęczenie, a ponadto znakomicie rozgrzewać. Czy sześć syczących węży pełzających po ciele to recepta na sukces? Okazuje się, że tak, bo masaż jest bardzo popularny wśród klientów z Zachodu. Pytanie tylko, czy są to osoby, którym taki masaż rzeczywiście przynosi ulgę, czy takie, które lubią adrenalinę.

więcej w Cabines nr 59

Izabela Moskal
publikacje Cabines 59
do góry | powrót